Historia Theranosa. Jak Elizabeth Holmes oszukała Dolinę Krzemową

Jakub Szczotka28.03.2022 r.

W języku angielskim funkcjonuje powiedzenie: fake it till you make it, czyli: udawaj, póki Ci się nie uda. To, jak cienka jest granica pomiędzy udawaniem a wykwintnym oszustwem, pokazał przykład Elizabeth Holmes i założonej przez nią firmy Theranos. Mający zrewolucjonizować medycynę biznes okazał się zwykłym szwindlem, którego autorzy zdefraudowali miliony dolarów i narazili zdrowie i życie niemałego grona Amerykanów.

Na początku było marzenie

Elizabeth Holmes już jako dziecko wykazywała ogromną ambicję, a jej marzeniem było skonstruowanie dziejowego wynalazku. Jej pracowitość przekładała się na świetne wyniki w szkole i dużą obrotność — jeszcze jako nastolatka nauczyła się języka chińskiego i zaczęła sprzedawać kompilatory C++ (języka programowania) do chińskich szkół.

Niedługo później Holmes rozpoczęła studia na uniwersytecie Stanford. Jej wybór padł na inżynierię chemiczną, choć jak się szybko okazało to medycyna była jej prawdziwą pasją. Jeszcze na pierwszym roku Elizabeth zaproponowała jednemu ze swoich profesorów stworzenie firmy medycznej. Ów profesor, Channing Roberston, pobłogosławił tę inicjatywę, w wyniku czego powstało Real-Time Cures, które niewiele później przemianowano na Theranos.

Nazwa ta powstała od połączenia dwóch słów angielskich słów: therapy i diagnosis, czyli terapia i diagnoza. Sama firma, wedle jej założycielki, miała zostać Applem świata medycznego.

 

 

Oferowane przez Theranos badania miały zrewolucjonizować medycynę

Holmes twierdziła, że wynalazła i opatentowała metodę, która pozwalała przeprowadzić badania krwi, pobierając raptem jej kroplę. Co więcej, CEO Theranosa głosiła, że za pomocą jej autorskiej procedury można przewidzieć i zapobiec tak poważnym chorobom, jak nowotwory.

Ameryka, a w szczególności jej biznesowa elita, oszalały na punkcie tej wizji. To szaleństwo mocno podsycały cechy charakteru Elizabeth Holmes: upór, ambicja, aura wyjątkowości, jaką roztaczała oraz, niestety, umiejętność patologicznego wręcz kłamania.

Elizabeth doskonale rozumiała, że w biznesie, a szczególnie w startupowym świecie ważny jest PR. Stworzyła więc rozbudowaną historię o zaawansowanej maszynie, która pozwala na szybkie, tanie i dokładne testy krwi, bez użycia strzykawek. Maszyny te — notabene nazwane od nazwiska znanego wynalazcy  Thomasa Edisona — miały znaleźć się najpierw „na każdym rogu” a ostatecznie w niemal każdym amerykański domu.

Rozmach tej wizji był czymś, czym Elizabeth szybko zjednywała sobie ludzi.

Holmes nie potrzebowała dużo czasu, by przekonać do współpracy wpływowych ludzi. Co ich łączyło? Byli to przede wszystkim starsi, biali mężczyźni. Trzeba przyznać, że udało jej się trafić do inspirującego grona: George Shultz (sekretarz stanu USA), William Perry (były sekretarz obrony USA), Henry Kissinger (były sekretarz stanu USA), Sam Nunn (były senator USA), a także kilku wysokich rangą wojskowych.

Wszyscy ci panowie mieli jeszcze jedną wspólną cechę: nie mieli nic wspólnego z medycyną.

Wartościowe koneksje otworzyły przed Elizabeth Holmes wiele drzwi

Grono wysoko postawionych osób, które firmowały swoim nazwiskiem ten odważny projekt, pomogło Holmes dotrzeć do zamożnych inwestorów. W ówczesnym pitch decku firmy, Edison był prezentowany jako przenośna, badająca krew maszyna, którą można było użyć we właściwie dowolnym miejscu na świecie. Wizja ta gwarantowała skalowalność na skalę rzadko spotykaną w branży medyczną.

Maszyna zaprojektowana przez zespół Holmes miała wykonywać 200 testów na minutę, co w praktyce eliminowałoby zasadność tradycyjnych laboratoriów. Te założenia miały się jednak nijak do rzeczywistości.

Oczywiście inwestorzy o niczym nie wiedzieli, co więcej podczas prezentacji byli z premedytacją oszukiwani. Wyglądało to mniej więcej tak: od jednej z obecnych na sali osób pobierano raptem kilka kropli krwi, które wkładano do specjalnej kasety, którą z kolei umieszczano w Edisonie.

Zebrana grupa była wówczas wyprowadzana z pomieszczenia pod dowolnym pretekstem np. lunchu. Gdy zainteresowani byli nieobecni, technik zabierał pobraną krew i w pośpiechu badał ją ręcznymi metodami, po czym zwracał materiał do maszyny, wraz z wynikami.

Podtrzymywało to iluzję, że rewolucyjna maszyna działa i jeszcze mocniej nakręcało spiralę oczekiwań.

 

 

Docelowa wersja Edisona była sprzeczna z prawami fizyki

Zastrzeżenie tej właśnie treści zgłaszali pracujący nad tym projektem inżynierowie. W ich, i nie tylko ich, mniemaniu zmieszczenie tak skomplikowanej aparatury medycznej na tak małej powierzchni było fizycznie niewykonalne. Wątpliwości mieli także naukowcy spoza firmy, pytając jednocześnie, jak w praktyce działa tak agresywnie reklamowane przez Elizabeth Holmes rozwiązanie.

Wszystkie zewnętrzne obiekcje były zbywane przez firmę, która zasłaniała się tajemnicą konkurencji i frazesami w stylu — zacytujemy tu ówczesnego dyrektora operacyjnego Theranosa, Ramesha Balwaniego — wierzymy, że zanim będzie się o czymś mówić, trzeba to najpierw zrobić.

Jeszcze gorzej miała się komunikacja wewnątrz firmy. Elizabeth wykazywała syndrom oblężonej twierdzy i wysoki poziom paranoi. Jej pracownicy byli zmuszani do podpisywania bardzo rygorystycznych NDA (non-disclosure agreement), kierownictwo szpiegowało ich poczynania, a komunikacja między poszczególnymi działami firmy mocno szwankowała.

Arizona — pierwsze testy na ludziach

Kiepska atmosfera wśród pracowników nie przeszkadzała Holmes, która parła przed siebie jak czołg. Efektem jej działań była umowa podpisana z siecią aptek Walgreens. Porozumienie to miało dwojakie konsekwencje. Po pierwsze Theranos oficjalnie zaczął testować krew wśród chętnych pacjentów, po drugie firma dostała szansę, by zebrać więcej pieniędzy, potrzebnych do codziennego funkcjonowania.

PR-owa maszyna nie zatrzymywała się, brnąc w propagandę sukcesu. Wartość firmy rosła, przynajmniej na papierze, a łączne finansowanie, jakie pozyskał Theranos, dobiło do 400 mln dolarów, z czego 125 mln wyłożył sam Rupert Murdoc.

W swoim szczytowym momencie omawiany tu biznes był wyceniany na 9 mld dolarów.

Prowadzona przez Holmes firma lobbowała także za liberalizacją przepisów, w wyniku której każdy mógłby korzystać z usług Theranosa bez nadzoru lekarza (niektóre amerykańskie stany nie pozwalają przeprowadzać badań bez medycznego skierowania). Taka postawa budziła coraz większy sprzeciw środowiska medycznego.

Firma nie ugięła się pod protestami, wręcz odwrotnie — w odpowiedzi na nie zaczęła rozdawać vouchery na swoje usługi, jednocześnie nadal trzymając się narracji, że działania Theranosa zmienią świat na lepsze, a wszelacy krytycy to zawistni zazdrośnicy.

 

 

Królowa jest naga

Podczas gdy naukowcy i lekarze chwytali się głowy, zastanawiając się, jak to możliwe, że jeszcze nikt nie zarzucił wprost Elizabeth Holmes oszustwa, coś zaczęło pękać pośród pracowników Theranosa. Zakrojone na szeroką skalę testy na ludziach przelały czarę goryczy i coraz więcej osób pracujących w laboratoriach firmy czuło, że prawda musi w końcu wyjść na jaw.

John Carreyrou — dziennikarz Wall Street Journal —  zapoczątkował koniec Theranosa

To właśnie Carreyrou był jednym z pierwszych śledczych, który na własnej skórze przekonał się, jak w rzeczywistości działają osławione badania z jednej kropli krwi. John dość szybko ustalił, że przypadku wielu pacjentów krew pobierana jest, wbrew temu, co mówi firma, w tradycyjny sposób — za pomocą strzykawki.

Theranos oferował wówczas 250 testów, ale raptem mały procent tej liczby był wykonywany na aparaturze zaprojektowanej przez firmę. Większość testów była przeprowadzana za pomocą tradycyjnych metod, a był to tylko wierzchołek góry lodowej niedopowiedzeń i zaniedbań.

Wyniki badań były nagminnie fałszowane i naciągane — zupełnie zdrowi ludzi otrzymywali diagnozy sugerujące ciężkie choroby, i odwrotnie.

W kierunku Elizabeth Holmes zaczęto wysuwać coraz poważniejsze zarzuty

Gdy kłamstwa wymknęły się spod kontroli, do akcji wkroczyło państwo. Pierwszy poważny cios wymierzyła amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA), która zakazała testów krwi pobieranej z palca.

Niedługo później federalna agencja CMS (Centers for Medicare & Medicaid Services) przeprowadziła niezapowiedzianą kontrolę w siedzibie firmy. Jej wyniki były miażdżące dla Holmes.

Orzeczono bowiem, że sposób przeprowadzania badań zagraża życiu i zdrowiu zarówno pracowników, jak i pacjentów, w konsekwencji czego organizacja wycofała pozwolenia niezbędne, by firma mogła działać.

 

 

W efekcie prawie 900 mln dolarów od inwestorów wyparowało

Bezlitosna reakcja rządu była gwoździem do trumny Theranosa. Właściwie z dnia na dzień wartość firmy spadła do zera. Mimo to sama Holmes szła w zaparte. Upadek Theranosa nie zwiastował jednak końca jej problemów, CEO firmy czekała bowiem jeszcze sądowa batalia.

Rozpoczęcie tej sprawy mocno się opóźniało, po części z powodu pandemii, po części z powodu ciąży Holmes. Rozprawa finalnie wystartowała pod koniec sierpnia 2021 roku, a samej zainteresowanej przedstawiono aż jedenaście zarzutów.

Ostatecznie 3 stycznia 2022 Holmes została uznaną winną czterech z jedenastu stawianych jej zarzutów. Ława przysięgłych uznała ją m.in. winną zmowy w celu oszukania inwestorów oraz defraudacji prawie 50 mln dolarów. Założycielka Theranosa została oczyszczona z czterech kolejnych zarzutów, a trzy ostatnie pozostały nierozstrzygnięte.

Na dzień pisania tego artykułu (marzec 2022) nie wiemy jeszcze, ile Holmes spędzi za kratkami — sąd o wymiarze kary zadecyduje bowiem na późniejszej rozprawie, którą zaplanowano na koniec tego roku. Maksymalna kara, o jakiej mówi się w tym przypadku to 20 lat więzienia oraz grzywna finansowa.

Gwałtowny wzrost i upadek Theranosa to jedna z najgłośniejszych spraw ostatnich lat

Dlaczego oszustwo w postaci Theranosa mogło zabrnąć tak daleko? Prawdopodobnie w tym wypadku nałożyło się na siebie kilka sprzyjających Elizabeth Holmes okoliczności.

Przede wszystkim wizja, którą roztaczała przed inwestorami, była tak kusząca i atrakcyjna, że właściwie wszyscy, którzy usłyszeli o tym pomyśle, chcieli, by był on prawdziwy. Sama Holmes bardzo umiejętnie zjednywała sobie ludzi, na których przychylności jej zależało i, jak twierdzą niektórzy obserwatorzy, do końca głęboko wierzyła, że uda jej się spełnić złożone obietnice. Jakakolwiek była jej prawdziwa motywacja, nasza antybohaterka z pewnością nie cierpiała na „syndrom oszusta”.

Przede wszystkim jednak przypadek Theranosa unaocznił wielu osobom, że jeszcze kilka lat temu wiele spółek w Dolinie Krzemowej było bardzo nietransparentnych. Wszędzie czuć było atmosferę gorączki złota, a inwestorzy inwestowali w co popadnie, nie dbając o due diligence.

W końcu nikt nie chciał przegapić „następnego Facebooka”.