Porażki to nieodłaczny aspekt prowadzenia biznesu. Większość z nich to wypadkowa zdarzeń, które często nie są zależne od samych przedsiębiorców, ale nie brak też takich, które były wynikiem przekrętów na — wydawałoby się — nierealną skalę.
Fyre Festival wraz z towarzysząca mu otoczką z pewnością należy do grona historii, które „zasługują” na osobny artykuł. Podobnie jak w przypadku opisywanej przez nas Elisabeth Holmes i założonej przez nią firmy Theranos, tak i tym razem pierwsze skrzypce grał człowiek, który połączył naturalną charyzmę z opanowaną do perfekcji umiejętnością patologicznego kłamania i koloryzowania rzeczywistości.
Człowiekiem tym był raptem dwudziestokilkuletni, nowojorski przedsiębiorca William McFarland.
Na początku było Magnises
Magnises było pierwszym przedsięwzięciem McFarlanda, które zapewniło mu względną rozpoznawalność. Czym zajmowała się firma? Magnises przedstawiano potencjalnym klientom jako ekskluzywny klub dla millenialsów (czyli ludzi urodzonych na kilka bądź kilkanaście lat przed rokiem 2000). Symbolem członkostwa w klubie była czarna metalowa karta, którą wzorowano na popularnej Czarnej Karcie wydawanej przez American Express.
W praktyce karta dostarczana przez Magnises nie była jednak kartą płatniczą, a jedynie substytutem, który kopiował inną kartę kredytową jej posiadacza.
Poza ową czarną kartą klienci Magnises otrzymywali zaproszenia na klubowe imprezy, oferowano im dostęp do biletów dla VIP-ów, zniżki na hotele i iluzję przynależności do ekskluzywnego grona. Iluzję, bo jak się dość szybko okazało, rezerwacje klientów Magnises na rozchwytywane eventy były nagminnie anulowane z niejasnych przyczyn.
Zanim jednak skala nieprawidłowości w firmie ujrzała światło dzienne i cały projekt upadł, Billy McFarland założył kolejny biznes, który niedługo później przyniósł mu niechlubną rozpoznawalność na całe życie — Fyre Media.
Fyre, czyli Uber do bookowania artystów
Na co dzień Fyre Media projektowało aplikację Fyre, która pozwalałaby bookować wszelkiej maści artystów na prywatne występy. Współtwórcą tego projektu był raper JaRule, który pełnił funkcję łącznika między światem tradycyjnego biznesu, a show-biznesu.
McFarland i JaRule poznali się i znaleźli wspólny język na jednej z imprez związanych z działalnością Magnises. Ich chwytliwy, choć w praktyce trudny do zrealizowania pomysł (zazwyczaj kalendarze gwiazd są skrzętnie planowane na kilkanaście miesięcy z góry), skutecznie rozpalał wyobraźnię potencjalnych inwestorów.
Zachęceni dobrym odbiorem Billy i JaRule zaczęli szukać spektakularnego sposobu na zareklamowanie Fyre Media. Znaleźli go dość szybko — podczas burzy mózgów wśród zespołu, jeden z jego członku zasugerował organizację festiwalu muzycznego. Idea ta spodobała się szefostwu i niedługo później przekształciła się w wydarzenie, które ochrzczono jako Fyre Festival.
Już od samego początku Festiwal Fyre reklamowano jako najlepszą imprezę muzyczną w historii. Ta śmiała teza wspierana była przez doskonale przygotowany marketing. Do promocji festiwalu zatrudniono bowiem kontrowersyjną, choć niezwykle skuteczną i popularną wówczas agencję JerryMedia.
Charyzma Billy'ego McFarlanda otwierała wiele drzwi
Założyciel Fyre Media miał niewątpliwy talent zjednywania sobie ludzi i — co przyznawali właściwie wszyscy jego współpracownicy — dar przekonywania swoich rozmówców do nawet najbardziej szalonych pomysłów. Billy McFarland wzbudzał zaufanie i zjednywał serca kontrahentów wspaniałą wizją przyszłości i pewnością, że uda mu się ją zrealizować.
Na samym początku organizację Fyre Festival zaplanowano na wyspie Norman's Cay, która na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych była bazą przeładunkową dla przemytników narkotyków z kartelu z Medellin (stworzonego przez samego Pablo Escobara).
To właśnie na tej wyspie nakręcono materiał reklamowy, w którym wystąpiły bardzo popularne (do dziś zresztą) modelki: Bella Hadid, Emily Ratajkowski oraz Hailey Baldwin. Spot obiecywał nieustanną imprezę w tropikalnej scenerii, wśród pięknych kobiet i luksusowych jachtów. Ta krótka reklamówka zapowiada właściwie nie tyle festiwal muzyczny, co realizację marzeń o wakacjach nie z tej ziemi.
Krótki film zadziałał doskonale — przekonał młode osoby, że mają okazję uczestniczyć w wydarzeniu, którego za żadne skarby nie mogą przegapić.
Zobaczcie zresztą sami, jak ów spot wygląda w praktyce:
W promocję Fyre Festival zaangażowała się także Kendall Jenner (która dziś dobija do 250 mln followerów na Instagramie). Celebrytka za jeden post na temat Festiwalu Fyre (nadmieńmy, że wszystko działo się w 2016 roku) miała otrzymać 250 tysięcy dolarów.
Niedługo później ruszyła prawdziwa ofensywa na mediach społecznościowych
Na dwunastego grudnia 2016 zaplanowano start pełnej kampanii marketingowej, wspieranej przez wielu influencerów, którzy jednocześnie opublikowali na swoich instagramowych kontach zdjęcie przedstawiające pomarańczowych prostokąt, opatrzony krótkim komentarzem i zdaniem „Join me @ Fyre Festival”.
Ten prosty pomysł okazały się strzałem w dziesiątkę. Festiwal Fyre był na ustach wszystkich, a w ciągu 48 godzin sprzedano ponad 95% biletów.
Pierwsze problemy pojawiły się jednak dość szybko
Największym wyzwaniem i jednocześnie największą przeszkodą w organizacji tego ambitnego przedsięwzięcia było stworzenie niezbędnej infrastruktury na właściwie niezamieszkanej wyspie.
Wokół wydarzenia pojawiało się coraz więcej pytań: Jak pomieścić tylu ludzi w namiotach? Jak zapewnić im węzły sanitarne? Skąd wziąć catering? Czas gonił, a kolejni ściągani na wyspę specjaliści rozkładali ręce, bezradni wobec wyzwania, jakie przed nimi postawiono.
Brak konkretnego planu mocno obciążał budżet tego przedsięwzięcia, który już wtedy opiewał na 38 milionów dolarów. Wszelkie wątpliwości nieustannie rozwiewał sam Billy, który przekonywał swoich ludzi, że pracy jest dużo, ale cały projekt jest wykonalny.
Ostatecznie problem z zagospodarowaniem wyspy rozwiązał się sam, choć nie w sposób, jaki oczekiwali organizatorzy festiwalu.
Właściciel Norman's Cay wyrzucił bowiem ekipę Fyre ze swojego terenu. Okazało się, że Billy McFarland złamał dane wcześniej słowo i reklamował wyspę jako byłą własność Pablo Escobara. Było to działanie całkowicie wbrew woli właściciela Norman's Cay, który chciał zatrzeć wszelkie powiązania swojej własności z narkotykowymi baronami.
Czas gonił, a lokalizacja Fyre Festival wciąż nie została ogłoszona
McFarland i jego zespół rozpoczęli gorączkowe poszukiwania nowego miejsca. Biorąc pod uwagę nieubłaganie zbliżającą się datę festiwalu, nie było to łatwe zadanie. Ostatecznie wybór padł na wyspę Great Exuma, największą spośród wysp tworzących Archipelag Exuma.
Zgodnie z podpisaną wówczas umową festiwal miał być organizowany co roku przez następne pięć lat. Mimo iż Great Exumie daleko do miana „prywatnej rajskiej wyspy” (na jakiej pierwotnie miał się odbyć festiwal), to jednocześnie nie był to teren na tyle zurbanizowany, by łatwo było na nim zorganizować festiwal muzyczny.
Co gorsza, termin Fyre Festival pokrywał się z National Family Island Regatta, czyli największymi zawodami żeglarskimi na Bahamach. W praktyce oznaczało to, że wszystkie hotele i większość miejsc noclegowych zostały zajęte kilka miesięcy wcześniej.
Zakwaterowanie wszystkich przyszłych uczestników Festiwalu Fyre na miejscu było właściwie niemożliwe, nie wspominając o ponad 250 influencerach, którym obiecano darmową akomodację.
Walka z czasem nabrała zabójczego tempa
Na terenie, na którym miał odbyć się festiwal, ruszyły gorączkowe prace — do pomocy ściągano kolejnych robotników, z coraz odleglejszych zakątków wyspy i w ciągu kilkunastu dni niemal każdy, kto mógł, pracował dla organizatorów festiwalu.
W tym samym czasie pracownicy McFarlanda rezerwowali kolejnych artystów. Sporo z nich miało obiekcje co do organizacji i kształtu festiwalu, ale te były zbijane obietnicami pieniędzy, które znacząco przekraczały standardowe dla branży gaże. Wśród gwiazd, którymi reklamowano wydarzenie, widnieli m.in. Major Lazer, Blink 182 czy Disclosure.
Coraz większe wydatki przekładały się na coraz większe problemy z cashflowem. Billy McFarland rozwiązywał te trudności tak, jak potrafił najlepiej — spotykał się z kolejnymi potencjalnymi inwestorami, od których wyciągał kolejne sumy pieniędzy, snując śmiałe, choć dalece nierealne wizje.
Mimo iż marketingowa ofensywna na oficjalnych kontach festiwalu nie zwalniała, kolejne sygnały sugerujące, że impreza stoi pod znakiem zapytania, przedostawały się do świata zewnętrznego. Jak w rzeczywistości wyglądały przygotowania do organizacji festiwalu przeczytać można było na stronie fyrecay.com (której archiwalną wersję zachowano tutaj). Zdjęcia z placu budowy i towarzyszące im informacje jasno wskazywały, że „najlepsza impreza dekady” to hasła bardzo dalekie od rzeczywistości.
Co więcej, na kilka tygodni przed planowanym startem imprezy, jej uczestnicy otrzymali e-maila zachęcającego do zasilenia kont, z których będą płacić na terenie festiwalu. Organizatorzy sugerowali, że kilka tysięcy dolarów (!) to suma, która pozwoli w pełni skorzystać ze wszystkich przygotowanych atrakcji.
Katastrofa zbliżała się wielkimi krokami
Mimo iż prace wokół Fyre trwały niemal na okrągło, na kilkanaście dni przed planowanym startem wciąż brakowało miejsc noclegowych dla kilkuset uczestników. Miejsca, które już przygotowano, miast luksusowymi willami, okazały się namiotami, które wykorzystuje się przy pomocy ofiarom klęsk żywiołowych.
Niepokojące doniesienia dochodzące z placu budowy zapoczątkowały lawinę pytań na mediach społecznościowych Fyre Festivalu. Biorąc pod uwagę realny stan przygotowań, pytania te były bardzo niewygodne dla organizatorów wydarzenia. Szybko podjęli więc decyzję, by zaprzestać publikacji materiałów promocyjnych i pełne siły rzucili do kasowania niepochlebnych komentarzy.
Na kilka dni przed startem wszyscy wiedzieli, że Festiwal Fyre się nie uda
Odwołanie imprezy nie wchodziło jednak w grę. Billy McFarland, jako organizator, doskonale zdawał sobie sprawę, jak duże sumy jest winny inwestorom. Co gorsza, festiwal nie był ubezpieczony. Spirala kłamstw i oszustw postawiła szefa Fyre w sytuacji, w której każde rozwiązanie niosło za sobą złe konsekwencje, a czas uciekał.
Co gorsza, dzień przed startem imprezy wyspę nawiedził ulewny deszcz, który zalał wszystkie postawione w pośpiechu namioty i ostatecznie pogrzebał jakiekolwiek nadzieje organizatorów. Raptem kilka godzin później pierwsi uczestnicy przybyli na wyspę. By choć trochę zyskać na czasie, ekipa Fyre przewiozła wszystkich przybyłych festiwalowiczów do lokalnego baru.
Gdy w końcu uczestnicy zostali wpuszczeni na teren festiwalu, wielu z nich nie mogło uwierzyć w to, co zastali. Na miejscu brakowało wszystkiego: ludzi do obsługi, działającego sprzętu czy jakiejkolwiek infrastruktury. Wszechobecny chaos wprowadził bardzo nerwową atmosferę. Właściwie nikt nie wiedział, co się dzieje, nikt też nie panował nad niczym. W końcu Billy McFarland stanął przed niezadowolonymi uczestnikami i przyznał, że Fyre Festival nie jest w stanie ich wszystkich pomieścić i zasugerował zebranym ludziom, by ci zajmowali namioty wedle uznania.
Ta deklaracja doprowadziła do iście dantejskich scen. Zmęczeni i wściekli ludzie walczyli o niemal wszystko — w tym łóżka, materace czy poduszki. Problemem było także jedzenie, gdyż zamiast obiecanego wysokiej klasy cateringu uczestnikom imprezy dostarczone po prostu tosty z serem.
Ostatecznie pierwszej nocy 1/3 uczestników zajęła wszystkie dostępne namioty, a kolejne osoby były w drodze. W końcu nawet do samego McFarlanda dotarło, że...
Fyre Festival okazał się spektakularną klapą
Wczesnym rankiem następnego dnia wszyscy obecni na miejscu usłyszeli, że festiwal nie odbędzie się i najlepsze, co mogą zrobić, to znaleźć nocleg gdzie indziej lub wrócić do domu. Ani jedno, ani drugie nie było łatwym zadaniem, gdyż wszystkie hotele na wyspie były pełne, a niewielkie lotnisko zostało wzięte szturmem przez setki gości niedoszłego festiwalu.
Nieciekawie działo się także na miejscu gdzie Fyre Festival miał się odbyć. Dziesiątki pracowników, którzy w pocie czoła pracowali przy budowie, przyjechało po zapłatę za swoją pracę. Zaległości w wypłatach opiewały na setki tysięcy dolarów i nie bardzo było wiadomo, kto ma te pieniądze zapłacić.
Sprzątanie tego bałaganu spadło na głowy lokalnej społeczności — Billy McFarland szybko ulotnił się z wyspy.
Festiwalowe fiasko nie złamało jednak ducha organizatorów
Co z perspektywy czasu może się wydawać kuriozalne, zarówno McFarland, jak i JaRule próbowali znaleźć sposób na wyciszenie całej afery i przywrócenie Fyre Media dobrego imienia. Na ich nieszczęście były to wysiłki skazane na porażkę. Opinia publiczna była bowiem wściekła, a kolejni zainteresowani przygotowywali kolejne sądowe pozwy.
Oberwało się także influencerkom reklamującym festiwal, które nie oznaczyły, że wrzucane przez nie posty są postami sponsorowanymi. W efekcie większość z nich zadeklarowała przeznaczenie otrzymanych gaż na cele charytatywne.
Afera wokół Fyre Festivalu zataczała coraz szersze kręgi, a światło dzienne ujrzały kolejne, niewygodne dla organizatorów imprezy fakty. Okazało się bowiem, że McFarland okłamywał inwestorów na każdym kroku, m.in. zawyżając rzekome zyski, jakie miał przynosić prowadzony przez niego biznes.
Mimo iż sprawą zainteresowało się FBI, Billy przeprowadził się do piwnicy w domu swoich rodziców i nadal grał na zwłokę. Co prawda w końcu go aresztowano, ale po wpłacie 300 tysięcy dolarów wyszedł na wolność.
Natura McFarlanda szybko ponownie dała o sobie znać
Choć Fyre Festival wciąż był świeżo w pamięci tysięcy osób, Billy powrócił do tego, co potrafi najlepiej — naciągania. Raptem kilka tygodni po niedoszłej imprezie ludzie, którzy kupili bilety, zaczęli otrzymywać maile od nikomu wówczas nieznanej firmy New York City VIP Access.
Owe maile zawierały atrakcyjne oferty vipowskiego udziału w prestiżowych wydarzeniach. Szybko okazało się, że to kolejne z oszustw McFarlanda, który żadnych biletów nie posiadał, a co więcej, próbował sprzedawać wejściówki na imprezy, gdzie zapraszano wyłącznie konkretnych gości.
Mimo iż cały proceder trwał relatywnie niedługo, jego nowe ofiary zostały oszukane na ponad 100 tysięcy dolarów. Było to, jak dotąd, ostatnie oszustwo, jakie Billy McFarland popełnił — niedługo później został ponownie aresztowany i skazany na 6 lat więzienia i dożywotni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych.
W praktyce Fyre Festival odbył się tylko na planie spotu reklamowego
Wszystko, co miało miejsce później, było konsekwencją sieci kłamstw, jaką skrzętnie budował zajmujący się organizacją festiwalu Billy McFarland. Pracujący z nim ludzie oraz specjaliści są zgodni co do jednego: jego charyzma, pewność siebie i umiejętność zjednywania sobie ludzi łączą się z patologiczną potrzebą kłamania.
Co dalej z niechlubnym bohaterem tej historii? Pierwotnie jego odsiadka miała skończyć się w 2024 roku, ale bardzo możliwe, że wyjdzie na wolność wcześniej.
Wielu komentujących tę sprawę jest zgodnych co do jeszcze jednej rzeczy: to nie ostatni spektakularny szwindel z Williamem McFarlandem w roli głównej. Czy mają rację? Czas pokaże.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o Fyre Festival, to, poza wideorelacjami świadków, macie ku temu dwie okazje:
- Netflix nakręcił dokument Fyre: Najlepsza impreza, która nigdy się nie zdarzyła
- Hulu nakręciło swój dokument pod tytułem Fyre Fraud